Nastaje wieczna ciemność, jeszcze jakiś blask, ale...wygasa, ostatni szept, ale...nie słyszysz, ostatnie, niedoścignione spojrzenie, i dusza do nieba ...wędruje !
Nie żegnam Was słowami, wczoraj nikt ich nie rozumiał, nie żegnam prośbą, nikt moich próśb nie...słuchał.
W takiej chwili nie czuje już bólu, a jednak w oczach ostatnie lśnią łzy, i w sercu pozostało nie jedno marzenie, które do bram niebieskich mnie prowadziło.
Umierać w tak wielkiej miłości, to chyba losu kiepski żart ? Gdy na ustach nieodebrany pocałunek a obok szczęście, które przyszło nie w porę !
Jeszcze chciałam powiedzieć Ci...kocham, jeszcze tyle chciałam ...powiedzieć, ale dziś na wszystko za późno. Aniołowie czekają w błękitnej purpurze !!
Mój czas już minął... a tak niewiele radości w nim było. Wiem,że na szczęście trzeba zasłużyć, a ja widocznie jestem grzechem i winą !
Nastaje wieczna cisza... to był ostatni szept, ale nie słyszysz i ta ciemność, która odbiera mi Ciebie. Patrz...moja gwiazda właśnie... zgasła na niebie !
Smutny... bo o śmierci kogoś bardzo mi bliskiego. Życie gra z nami nie ..."fer" !!!! A jeśli udało mi się oddać w tej całej historii umierania "wyciszenie" , to może dlatego, że Ona była z nią..."pogodzona" ? Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Dziękuje za opinie i serdecznie pozdrawiam :)