Najpierw paplanie kukułki napełniało błękit, przestrzeń kukanie niosło się nad plotami zagród wpadło do studni ochrypłym szeptem.
Echo przestało przedrzeźniać odchyliłem głowę niebezpiecznie poza kręgi bytu ujrzałem niedbały szkic autoportretu człowieka.
Z ust stwardniałych i suchych plwociną zdołałem rzucić bóg jest niepotrzebny żeby mnie karać wystarczą moi bliźni.
Chwilę jeszcze czekałem zacząłem klaskać, gwizdać rzucać kamyczkami żeby okrutną bestię obudzić.
Powiadają ludzie że ona jest straszliwa kto zajrzy do studni wzdycha i szlocha ona go tam wciągnie.
Nagle ujrzałem ruch w wodzie wynurzyła się w całym majestacie mlecznobiała, pomarszczona w wyłupiastych oczach dostrzegłem pragnienie miłosne.
POSŁOWIE: [...] Moja pozycja astralna zbliża się z wolna w międzygwiezdną otchłań. Ciało pokrył szron złocisty, który chroni przed przykrymi przypadkami, uczynkami złych ludzi. Spoglądam radośnie w cel podróży. Ważę tylko ułamek swojego ciała. Mijam kolejne cembrowiny studni, czas okropnie się dłuży. Czarna dziura na chwilę rozszerzyła swoje magiczne oko, by przyjąć niespotykanego gościa, po czym zamknie się na wieki, uniemożliwi powrót. Zostawiam za sobą jasnobłękitną kopułę nieba, jak też wszystko, co było na zewnątrz mojego życia. Bowiem przybyłem znikąd, nie cieszyłem się estymą. Wreszcie muzyka duszy wypływa z magicznego dysku. Już widzę moją Bestię w lśniącym pocie. Czeka na mnie. Nadszedł czas nieskończenie bezpieczny.
Delikatnie przyłożyłem dłoń do jej chropowatego policzka, a ona uśmiechnęła się nie tak straszliwie. W jej oczach ujrzałem jutro i piękno.