[najpierw był prolog, a potem zaczęło mi się skracać]
świat nie stał się inny tylko wyobcował mnie z ciebie nas tak samo zdobionych pochował pośród mas
poukładał geny w rozrzutność nakręcił w popędy narcyzmom nadał ponętny kształt wmawiając, że tak też może wyglądać moja twarz
ciepłe usta we frazesy poszerzył - więc wydaje się, iż żałobna purpura też jest dopełnieniem dla warg
nie wierzę we własną świętość gdy mi na ołtarze wyniosą trochę dziewic i resztę z drugiej ręki zdejmij ten obrus i krzyżem nie zasłaniaj moich prawd mam prawo do woli, a nawet jeżeli czasem mnie zaboli będę wiedział, że przez chwilę byłem coś wart
powiedziałem, że odtąd już nie mam czasu by nie mieć nic do powiedzenia wystarczy pięknych słów, cnót i majestatu strat nadawania sensu różowym celebracjom niebytu białych wesel i pociemniałych styp godzących dorobek naszych lat
i jeden dzień, rok w rok tworzy płochą radość pośród kolorowych balonów ładnie to wygląda, nawlec kawałek gumy na powietrze i nie dać spaść pośród jaskrawych kolorów zawiesić spojrzenie wystrojone
trochę tak jakbym miał próbować w coś uchwycić mój czas co rok szanować przemijanie i zawracaniom znowu oszczędzić kolejnych lat
połapałem się że nie za dłonie że nie rozsądek a wola więc dbam o swoją słabość, co we mnie przypomina, że nie muszę mieć niczego, by docenić wartość strat że można pokazać pustą przestrzeń i znaleźć w niej odrobinę więcej z człowieka
obym nie musiał uczyć się na cudzych błędach i był przytomny zanim ktoś spróbuje za mnie wstać
tu nieco niżej nawet kamień na kamieniu ma piękniejszy od pomników kształt
wg mnie wcale nie za dużo, biorąc pod uwagę "nasze" podejście
poza tym w podobieństwach ludzie zaczynają rozumieć i rozwijać własną odmienność więc tak na prawdę nie ma wspólności, tylko dążenie od "nasze" do "moje i twoje" spójniki łączą silniej, gdy uwidaczniają różnice