Atrament, wszędzie atrament Wypełnił moją krew, ścieka z oczu Nawet już nie mogę mówić Tylko rysuję w ciemną noc Twój portret z pamięci Na lustrze duszy
Kaleczę palce O pęknięcia na tafli szkła Zostawiając na niej Rysy Twojej podobizny
Przyszłaś, odeszłaś Dotknęłaś, odtrąciłaś Nawet nie wiem czy spróbowałaś Pokochać mnie, choć na kilka oddechów Choć na kilka uśmiechów Bym wypełnił nimi Twoje życie
A Ty z nim gdzieś tańczysz Na łące pełnej motyli Depcząc polne kwiaty Które kładłem wiosną pod Twe drzwi