Na krętych korytarzach mojej duszy domu Ściany pobladłe znajomych kroków nasłuchują. Na końcu lśni komnata niedostępna nikomu, Tam dymy naszych modlitw pod sklepieniem się snują.
Tam zawsze w ogromnym oknie złoty lichtarz płonie. Tuż przy nim na warcie stoją wiernych oczu latarnie I szybę przecierają stęsknione czyjeś dłonie, Gdy zgubisz kiedyś drogę, ich ciepło cię przygranie.
I choćbyś wzrok utracił i śladów nie pamiętał, Choćbyś zagubił w rozpaczy dźwięk mego imienia, Świeca w oknie mej duszy pozostanie święta. Nawet wiatr jej nie zdmuchnie, co zgasi me spojrzenie.
Oo! Kolejne cudo! Jestem pod wrażeniem umiejętności splatania słów, gdyż mnie wiersze w zupełności się nie udają... Jaki ten jest piękny i ciepły, oświetlony czułością i dobrem. Mam nieodparte wrażenie, że jest jak przygotowanie człowieka do objęcia :)