na Jezuickiej brylantowy wieczór chwieje się dzień zwyczajny kamienie mamroczą pod stopami odę do bezrobotnych panien
miasto dziś mnie olewa nie skąpiąc z nieba kropel samotnie przed ołtarzem dopijam łyczek wspomnień
gdzieś na ławeczce bywał i dziad i jego baba dziś nie mam nawet kota tu nawet czas nie siada
dorożki pognały konie przez kielich taniego wina dorożkarz utopił w rowie ostatnie godziny życia