Myślałem już Że dziś dzień wiersza Lecz słowa nie dały upustu A cały ten smutek jakby na marne się zdał
Ktoś dopiero zajął mi ławkę Lecz przecież nie mogę się dosiąść Nie dziś
Wieczorem na ulicach w ruch wdały się walizki Jak w każdą niedzielę Ja nigdzie się nie wybieram Dopiero co przybyłem
Głowa krąży gdzieś w otchłani myśli Czy choć moich?
Ukradłem drzewko Ocaliłem rozbite życie Moje czy tego Czy jest tym nieznajomym Którego potrzebowałem, a które miało nie istnieć?
Może to ponury znak Że w bezsensie istnienia Trzeba się jakoś odnaleźć