mówiłaś mi będziemy i dzisiaj rozumiem że to mniej niż kolejna podróż donikąd i mniej nawet niż dom z grubych bali co ciepłem miał otulać powroty
to nawet nie znaczyło podnosić się z kolan dłoń w dłoni za-trzymać przed zaśnięciem i nie znaczyło to również stawać się bliższym ale odchodzić i czynić inaczej
żeby mglić źrenice żeby gubić ścieżki by palić listy w odległym głosie szukać nadziei żeby nie umieć wybaczyć i żeby tęsknić na końcu języka zostawić smak skóry
ale przede wszystkim żeby się zapomnieć z szelestu słów drżących pościeli żeby unosić wzrok ponad ból w sercu roztłuczone szczęście znajdować w okruchach.