mój przyjaciel z dzieciństwa i jego młodsza siostra
on pucołowaty radosny z uniesieniem na życzliwej twarzy wymawia moje imię chwyta za ramię na jego policzki wzbiera rumieniec ona - mała dziewczynka z wadą wymowy rozbujana na huśtawce odpycha się klapkami od ziemi ciepły wietrzyk chwyta w locie jej chichot ozdabia nim balkony jak wiszące ogrody
przychodzi ich ojciec spokojny opanowany mówi że czas wracać śmieje się dobrodusznie
niedługo potem w awanturze domowej przebije matkę nożem i wyskoczy z trzeciego piętra
spadnie pod moje okno a moi przyjaciele odejdą nikt z nas o śmierci wtedy jeszcze nie rozmawiał
I to jest właśnie tchnienie tej prawdziwości, którą spotkać w tym miejscu coraz trudniej. Szczęście, mamy jeszcze Twoje wiersze. Warto wracać do Twoich tekstów. Warto się w nie wsłuchać. Ave bracie! :)
Pięknie opowiedziana dramatyczna historia rodzinna i koleżeńska, raczej pytająca, choć chyba bez nadziei na zwrot akcji całej ludzkości w kierunku spokojnego szczęścia z dużą dozą często podawanej rozkoszy,