Mój pierwszy spacer z Danką Oświetlał blask księżyca.. Jak niebiańska caryca, Królowa śmierci i życia, Co jest już tylko bajką.
Zaglądałem w Twoje oczy, Może to były gwiazdy nocy? - Sam już nie wiem... Biel śniegu, granat nieba I Ty, czego więcej trzeba? Myślami przed siebie biegnę...
Drzewa sztyletowały niebo szpilkami, Na zimnym śniegu gorąca zieleń. I czyjś sztylet tkwił pomiędzy nami Gdy obsypywałem Cię pocałunkami... Marzenie to uciekło... czy jeleń?
To już jezioro Pali Serce czyjeś głucho wali... Tu, w tej życia tajemnicy Serce ludzkie jest niczym.
Oczy nasze gonią zwierza, Serce spojrzenie Twe odmierza... Do czego myśl ta zmierza?
Pierwsza spostrzegłaś nitkę dymu siwą Nad kotliną. Do tej chatki, co zwie się leśniczówka Droga krótka.
Olbrzymi głaz, prawda? - pytam I spojrzenie Twe spotykam. Razem szukaliśmy „Pomnika Przyrody” I pozbyliśmy kamienia białej brody.
Gdzieś my jeszcze nie byli, Omalże nie zabłądzili. Jak sarny z daleka umykały, W gęstwinie leśnej się schowały. Księżyc - łowca wyszedł na polowanie Chciał być myśliwcem na nie, Lecz uszły mu sprzed oczu I uniknęły złego losu.
Gdy księżyc tak oświetla nam drogę, A ja z Tobą po śniegu tak chodzę, Wszystkie smutki zamarzły Na mrozie, gdzieś z tyłu przywarły. Przed nami ciemny las, dziki, A pod nogami śnieg kolędy skrzypi.
Spójrz pod nogi... Niebo zeszło na ziemię białą Złotych gwiazd miliony Świecąc, nowe miejsce chwalą, Nowe drogi...
Ta cisza, te fantastyczne obrazy... Tylko malować – nie ma malarzy... Za to poeta wszystko opisze I spacer i Dankę i ciszę...