Mój hotel
Mój hotel
Mój hotel stoi samotnie nad morzem
Nie pamiętam czy w Hawanie a może w Splicie
Wiem że stoi samotnie
Poniżej jest plaża
Trzeba zejść ścieżką pośród kamieni
Miejsce to kojarzy mi się uparcie
Z ogrodem japońskim
Dzikiego i oszlifowanego marmuru
Na tarasie tegoż hotelu ujarzmiono trawertyn
By służył pokornie swą gładzią
Poniżej jest wolny
I w zemście rani stopy
Kiedyś schodziłem co rano z Olimpu skacząc lekko ku plaży
Z ręcznikiem na karku tańcząc wśród skał
Z tarasu było mnie okazale widać
Z czasem stałem się próżny i mniej boski
Schodziłem by wracać do równych posadzek
I kawy co w ustach słonych
Smakuje jak nektar dla bogów
I wtedy to wówczas
Jej aromat skłaniał do rozmów
Czasami zmysłowych
Chyba tak rozmawiano w Rosji przed
Krwawym końcem
Czuję tą baśń
Idyllę w której czas przystanął
Pełną słów subtelnych
Spokojnych godzin płynących
Wrócę tam zamiast do raju
O ile Boże
Olimp istnieć może
Autor