Miłości nie mierzy się w afrodytach. Zakochani nie kochają się w amorach. Matka nie kocha syna w latonach.
Tu waga nic nie pokaże, kalkulator nic nie obliczy, a nikt nie wynalazł jeszcze miłościomierza.
Choć przeciwieństwa się przyciągają, nie obowiązuje tu prawo Ohma. Choć może natężenie zakochania jest odwrotnie proporcjonalne do odległości?
Tu nawet Newton zmarszczyłby czoło, A Kirchoff pewnie załamałby ręce. Pomógłby może Goethe albo Mickiewicz?
Każdy jej przypadek to nowy wyjątek. Tu nie wrzucisz ich wszystkich do jednego worka. Nikt nie znajdzie tu "to" do "jeśli". Po co komu prawo z trylionem odstępstw?
Taka właśnie jest: tak nielogiczna, a tak piękna, tak nienaukowa, a tak potrzebna, tak nieznana, a tak wszechobecna.