Miała delikatne szklane serce. Płakała płatkami śniegu. Odgarniała zaspy włosów. Zamarznietych uczuć iglo Uklepywała w pośpiechu.
Z nadejściem lata... On rozgrzał ją własnym oddechem. Pocałunkiem rozkołysał jej serce. Rozpalona tańczyla w ciepłym deszczu. Nie płakała od teraz więcej.
Przyszła jesień... On nie ubrał rękawiczek. Uczucie zostało schłodzone. Ona kruszyla sie jak listopadowy liść. Nie było komu pozamiatać po niej.
Rozwiewał ją zimowy wiatr. Pozostalości przysypał snieg. Pokryta szronem, ostatnia łza W duszy cichutko płakała tak:
-"Zimą w kryształ sie zamieniam. Latem będe już kałużą. Dużo lepiej nieczuć nic, Niż czuć za dużo."