Maziowata szarość, nicość przenika moją dusze Jakby chciała odebrać kolory mej duszy Zalać mój błękit duszy swą szarością Zniewolić ją swą nicością Próbuje walczyć z tą powodzią duszy Czasem udaje się, ale są takie chwile Kiedy nie nadążam splecionymi dłońmi wylewać szarość Wówczas pozwalam zalać się szarości tak do końca Po same czubki i końce mej duszy Zadowolona szarość wypełnia mnie po same brzegi Ale jej nadmiar, jej zachłanność w najcieńszym, najczulszym punkcie Mej duszy swoim pazurem zachłanności rozdziera mnie Tym samym tworząc szczelinę swej destrukcji Przez którą wyleje się cała Uwalniając mą duszę od swej maziowatej, zimnej szarości I znów błękit mej duszy nabiera kolorów intensywności, kolorów życia.