Mamusiu za mało miałem Ciebie dla siebie trzeźwą Choć spędziłem z Tobą Najcudowniejsze chwile dzieciństwa I wczesnej szczenięcej młodości
Zbyt często a właściwie Nawet mogę powiedzieć gęsto Przegrywałaś z wodą brzozową Chowaną w mące wędzarniku I Szatan jeden wie jeszcze gdzie
Wtedy pamiętam modliłem się Żeby rozstąpiła się ziemia pode mną Żebym zamienił się w nicość Nic się nie działo ból rósł Aż strach prawie mnie zabił Lecz wtedy psychiatrzy mnie wskrzesili
Tak było ale nie umiem nienawiści Zawsze Cię kochałem kocham I kochać będę właściwie bez żalu Po prostu dziękuję za życie Bo jednak miałem wielkie szczęście I żyję szczęśliwy kocham kochany Nie na darmo mówią Wszystko po coś
Może jest tak że przez to jak było Umiem szczęście po wielokroć silniej