W pośpiechu skreślonych kilka słów niedbale rzuconych na stół Kolejny rok bez szansy na wiosnę
Kleks atramentu podstępny listonosz zwiastuje kolejne oberwanie chmury Wysypią się łzy zbierane przez anioła
Litery koślawe i drżące rozlewają się po dniu jak niechcący potrącone mleko I czy jest mnie mniej gdy wreszcie wyrzucam z siebie myśli splatane niczym kłebowiska węży