... Lubię... sposób w jaki kłamiesz... przymykasz wtedy z rozbawieniem oczy wiatr słowa z ust Twoich pośpiesznie wykrada i łapie bezkreśnie śmiech jak lawina echem gdzieś w dali się toczy...
Lubię... chociaż nie wypada patrzeć w Twoją twarz i szeptać coś w zmieszaniu ze związkiem i bez związku nasze tylko słowa ukryte treścią których przy innych mówić nie wypada... tak bardzo uzewnęczniać nie wolno się przecież sercu...
Lubię... tamte trzciny szuwary co z trawami jeziora przewrotnie szumiały chroniąc naszą przestrzeń figlarnie przewrotnie znacząco nad nami... milczały... milczały... milczały...
Lubię... Twoje dłonie bezkresne wplecione we włosy aż po nagość poranka świtania sny pogubione nieśpiesznie i śpiesznie w ramionach blaskiem aż po każdą chwilę serca niecierpliwego czekania...
Lubię... te wyznania wiatru niesione chłodem ust drżącym jeszcze trzeźwym szumem... serenadą żab I Ciebie księżycu któryś tylko dla mnie nocą jasną na niebo żeś wzszedł...
Lubię... tę noc majową ostatnią pachnącą bzem wiatr... księżyc... nocy milczenie i deszczu dłonie... uśmiech...