Łatwo się ubrudzić W wędrówce przez góry, Wśród ludzi, Kiedy szlak błotem bury. Wtedy mnie obmyjesz Pieszczotą, Całując w szyję Z ochotą. Niebo kałuż nie nuży, Gdy aksamit dłoni Zanurzę, A włosów złoto zapłonie Milczeniem, Jak srebrzyste Księżyca cienie. Chwila tak oczywista Ukryta pod bolesnym znamieniem. Twarz twarzy uchyla Kwiat dla skrzydeł motyla. Na koniec, Kiedy zmysły tracą wątek, Po plamach słońca gonię Oddechu snów początek. Błękitu nocne ciało Szeptem Blask słońcu oddało, Bo z Tobą jestem. Świat żywy pięknem, Choć bolesny chrzest snem.