kim jestem że dla mnie zostałeś w powszednim jak codzienność chlebie który się kruszy i spada jak szron z niebieskich łąk
ja proch patrzę na słońce lecz nie mam sił by wzlecieć
i tylko gdzieś w oddali słyszę rozdzierający szum skrzydeł jezioro drży poruszone rozpoznaje Twe kroki to głębia szumem swych fal przyzywa do siebie głębię
znajdujesz mnie w sitowiach podnosisz z kałuży błota i jak pelikan pisklę karmisz własną krwią