Kiedyś mnie weźmiesz za rękę i poprowadzisz w głąb komnat raju tak jak już kiedyś otwierałeś przede mną bramę życia w ziemskim kraju
Mostem ponad śmierci rzeką pewnym krokiem przejdę bo trzymają go wiary mojej przęsła choć wiele było takich dni że się pod nim ląd osunął ziemia w posagach zatrzęsła
Ale Ty jesteś moją jedyną ufnością dowodem na istnienie niemożliwego i dziś tylko o jedno Cię proszę... nie zostawiaj mnie tu samego
Przypominają mi się październikowe poranki, oświetlona mglistymi smużkami światła katedra, dym kadzideł, rząd hebanowych bogato rzeźbionych ławek,, a w ostatniej smukła postać mężczyzny z twarzą ukrytą w dłoniach zaciskających powieki spod których tak często wypływał łzami najczystszy paryski błękit...
I tak jak wtedy i teraz wraca uporczywa myśl, by podejść i uklęknąć obok i tą ciszą modlić się najpiękniej...
No, pięknie to 'zweksowałeś'....jasne, jasne..że nie wszystko.. Sama nie toleruję jak ktoś 'wcina' się w moje życie ..ale...skoro...już się otwierasz..? trochę..? /lubię kropki.. one wiele znaczą ../to ...TO...nie wyjaśniaj...może pojmę..?A.
Z wiersza wynika.., że nie,,,a jak w istocie jest, któż to wie.. pewnie Ty choć.. nie zawsze wiemy wszystko o sobie .. Czasem się 'miotamy' a myślimy . że jesteśmy stabilni..z 'boku' to widać inaczej..A.