Kawa i ciasto. Ich wspólne tworzenie w kuchni. Potem wspólne picie i jedzenie popołudniem, po pracy, na gorącym balkonie, ale chłodniejszym niż jest ogrodowy trawnik, pod żarem niespodziewanym czrwcowgo słońca, w ostatniej dekadzie wiosny, kiedy dni są najdłuższe i zaczynają się noce podświetlane smugami ogni świetlików.
Wcześniej tych dwojga sprawców kawy w szklankach i babki na talerzykach mija się, przytulając swoje usta, iskrzą na siebie wzajem ich spojrzenia namiętną miłością. Ciała oczekują dotyku w drodze po mąkę, musnięć zwiastujących rozkosz. Uśmiechów zapraszajacych do wspólnego celebrowania szczęścia. Słów potwierdzających kochanie i tak bardzo bardzo czekanych przez głodne zawsze ich pragnące uszy.
Przynajmniej w trzecim akcie dobrego wiersza, powinno być coś o duszy, sercu, rozumie, jakiś anioł winien się wkraść, coś na powiece lub pod powieką powinno się lirycznego zadziać, przynajmniej u jednego z dwojga kochających się, a tu nic. Po prostu wszystko jest na miejscu : aniołowie robią swoje, serca biją i pompują peoniową ciecz, rozumy są mądre, odważne, jakby sakrament bierzmowania faktycznie się przyjął, czyli, że Duch Święty robi swoje w swoim Nikt nie wydziwia, powieki szeroko otwarte, brwi -jedne piękne, drugie siwe, wczepiające się w rzęsy. Cudni ludzi, w normalnym, jak przekazał Bóg życiu, choć na krawędzi Kościoła i wspak tradycyjnej poezji.