Jestem waszym Bogiem Wymyśliliście mnie to jestem Myśl zaiskrzyła słowem A słowo ciałem się stało I oto jestem wieczny jak skecze Równie Boskiej Trupy Monthy Pythona Co porabiam teraz Ano przechadzam się wokół waszych domów Czytam na ich murach Wzniesionych waszą wspólnotą Oto dziś Pan znaczy Ja Powołał do wieczności Przyjaźń namiętność miłość Kiedyś tam przez księdza Ucyrografioną w moje imię Cóż za czelność i obłuda
Chodzę sobie po waszych ogrodach Pełnych gruzowisk waszych więzi I drwię z was do pamięci Przywołuję wam myśli bólu I szansę na opamiętanie Czy pamiętacie więc te wypady do domu Z lekcji gdy wypadało okienko Gdy rodzice byli w pracy A wy oddawaliście się szalonej miłości Wtłaczam wam w pamięć drażniąc Te kilku minutowe pocałunki Pod ratuszem czy kominem browaru Kiedy śmialiście się bez krzty wstydu Ze strażnic i strażników pseudo moralności I obyczajowego zamordyzmu Wyświetlam wam film bolesną kamerą Moich oczu i uświadamiam wam Ze dziś wy tymi zakłamańcami Nie potraficie wziąć dłoni małżonka I choćby skrę uczucia z oczu I kroczyć po ulicy radośnie Już może z drugim małżonkiem Nic się nie uczycie Powołujecie się na wiek I że to już nie wypada Sami czynicie siebie Smutnych ramoli brewiarzowych I mnie się wstydzicie i boicie A Jam esencją namiętności Wolności seksualnej i szaleństwa życia Buntujcie się powiadam wam I powołuję do wszelkiej radości