Jestem w potrzasku W metalowej klatce Słońce na niebie Niemiłosiernie gorące Piach pod stopami W dotyku jak lawa Poza klatką tylko morze Bezkresna mokra sól Myślę sobie: za jakie winy? Choć to nie ma znaczenia To nie czas na to by łkać Jeno szukać sposobu Lecz słońce zbyt dopieka I nie ujrzę chłodu księżyca Świadom więc upadam Ledwo łykając powietrze Ostatni raz mrużąc oczy Kieruję wzrok na morze I gdy brakuje mi oddechu Dostrzegam z wody rybę Widząc to kreślę i Umieram.