O tak... Hiphopowcy potrafią grać głodne kawałki o beznadziei świata, "skurwieniu" ludzi i pogardzie dla "hajsu" czy innych stymulantów (jak narkotyki), które "zabierają im przyjaciół"... Gardzą tym wszystkim tak bardzo że... Stali się jak złoty cielec, marzeniem aspirujących młodych ludzi. Obwieszeni złotem, wytatuowani groźnymi hasłami "cyrografami" wierności diabłu, rzucając mięsem w oparach trawki, pośród błyszczących głęboką czerwienią wypasionych w przysłowiowy "ch.." samochodów, i półnagich kobiet (z których niewierności korzystają a potem obmawiają w "piosenkach"). Zdumiewa mnie "popularność" tego rodzaju muzyki/stylu bycia jako autorytetu w jakiejkolwiek kwestii... Ehhh