jest dla mnie miejsce w twoich ramionach, przybliżających kosmos w ciepłym futrze kota, bibliotece, zawstydzonym bzie pomiędzy domowymi roślinami, uciekającymi w pociągu chmurami i w łóżku na poduszce jednej z dwóch
może przynależę bardziej niż odrobinę do tych ulic i ceglanych domków szczelnie w siebie wtulonych nadmierniej uprzejmości wyrażanej w obcych słowach i morskiego powietrza słonego, mżystego wiatru
i może byłabym bardziej, ale ściska mnie nieustannie za gardło ten niemy krzyk obcości co mieszka we mnie i z każdym otwarciem powiek, świtającym sumiennie przypomina się pieczątkami zębów i śliną na dłoniach
nie dając się zapomnieć zostawia mnie pośród tłumu, zgiełku ulic ze spojrzeniem wylęknionej sarny siłą wyjętej z lasu