O świcie bosymi stopami mokrych traw kosztujesz ciepłym oddechem
Nawłoć w dłoni ukrywasz przed brzaskiem który z korony chmur po ramionach ścieka
Lubię kiedy szeptem halka delikatna jak pajęczyna spływa z twoich ramion po plecach zroszonych promieniem poranka wylizanych oddechem lata jeszcze wilgotnych z pożądania
Lubię ciebie na tle pól żółcących się drgających w barwach...