Znowu rokiem
Jeden upada, drugi już drepcze.
Wszyscy czekają czkając racami.
Wszechświat ponad falującymi głowami,
A one liczą na coś jeszcze.
Splecione dłonie, nadzieje i plany.
Muzyka zagłusza ciszę.
Pozy pozory kołyszą,
Konsylia zwołują nad snami.
Nie patrzę tam już.
Kiedy głowę miałem w górze
Skradziono mi Księcia różę.
Taki ze mnie stróż.
Kiedy zbliża się zgon starca,
Siadam, dłońmi tulę jego głowę
I fechtujemy, słowo ze słowem.
Zirytowani wokół warczą.
Ja, rozmawiając lekko, przełykam łzy.
Patrzę na nich i wszystko dookoła,
A na obrazie wypalona ziemia goła.
Wędrując martwo beznadziejne dni szły.
Dlatego.. Z całego serca krzyczę do nieba
Życzenie spełnionej miłości,
Która w waszych sercach się rozgości.
Mi nie trzeba.
Noc, brykające huki sztucznych ogni,
Śmiechy, tańce, pocałunki, szał.
Zegar ciągnie sekund i nadziei trał.
Wszyscy obżarci i wciąż głodni.
Uśmiechnij się, Panie, Niech im się darzy.
A mi pozwól popatrzeć w gwiazdy.
Chcę po prostu przyglądać się każdej.
Nie mam innych marzeń.
Quid Quidem