Menu
Gildia Pióra na Patronite

***

Jako dziecko potrafiłam latać.
Rozkładałam szeroko ręce,
Nabierałam w płuca powietrze,
Stawałam na szczycie schodów i…
Frunęłam w dół.

Później dorośli wytłumaczyli mi,
Że to przecież niemożliwe.
I moje skrzydła odpadły.

Jako dziecko wierzyłam,
Że na końcu tęczy
Krasnoludki ukryły garnek ze złotem.
Nie raz wyruszyłam na jego poszukiwanie.
Brodząc po kolana w błocie,
Przydeptując pokrzywy,
Przeskakując po kamieniach przez strumyki,
Prawie, jestem tego pewna, dotarłam do skarbu.

Ale wtedy dorośli wytłumaczyli mi,
Że tęcza to tylko rozszczepione światło,
Które nawet nie dociera do ziemi.
I wówczas zrozumiałam, że na darmo
Pokonałam tak wiele kilometrów.

Jako dziecko mówiłam prawdę.
Za każdym razem.
Czasem trudną, bolesną, nie do przełknięcia.

Później dorośli pokazali mi,
Że nie zawsze wypada,
Że nie zawsze się opłaca,
Że nie zawsze trzeba.
I zaczęłam kłamać.

Jako dziecko nie wierzyłam w śmierć.
To sen.
Babcia śpi.
Jest zmęczona.
Czemu śpi tak długo?
Jest bardzo zmęczona.

Później dorośli wytłumaczyli mi,
Że serce nie bije.
Że mózg nie pracuje.
Że babci już nie ma.
I poznałam, czym jest śmierć. Końcem.

I tak nieopatrznie, przez przypadek
Sama stałam się dorosła.
Bez skrzydeł.
Bez skarbu.
Bez prawdy.
Za to z widmem nieuchronnego kresu.

I usiadłszy pewnego dnia na owej dorosłości skraju,
Popadłam w refleksje.
A co jeśli nie latamy, bo od dziecka wmawiają nam, że nie potrafimy?

Rozłóżmy skrzydła.
Szukajmy skarbów.
Żyjmy w prawdzie.
A koniec stanie się jedynie zwieńczeniem
Pełnego życia.

3518 wyświetleń
73 teksty
1 obserwujący
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!