Jak te drzewa ograbione z liści popołudniową zimowa porą kiedy to szarość nieba zlewa się z barwą ziemi z rozpostartymi nagimi konarami smutno unosząc je w górę niczym w prośbie o trochę ciepła z taką samą tęsknotą i... ja sterczę samotnie równie naga obdarta ze wszelkich złudzeń z obwisłymi ramionami Ojcze opuszczoną głową i wzrokiem któremu beznadziejność pod powieką drzemie raz po raz słoną łzą się pociesza żebrzę. Przytul i... mnie.
Wiersz poruszający. To ten realizm co nam ramiona ku ziemi pochyla. Kolory i nastrój wymowne . Prośba nie taka wielka a wydaje się nierealna - a przecież jest jakże ważna. Przypomniał mi się mój wiersz ,,pragnienie" Kłaniam się autorce - teraz z uznaniem. .