Idziemy szarym miastem W równych rzędach, spełniając oczekiwania. Szarzy, zwykli ludzie, ponad nami zgraja, Sępów się zbiera. Czekając, aż ktoś się wysunie. Pożerając hejtem, złośliwością i zmieniając w sępa. Są wśród tłumu inni. Nie są szarzy, kolorowi. Przeczą układowi. Przeczą rzeczywistości, życiu I systemowi. Negują potrzebę wpychania się w schemat. Jednak idą tą samą, utartą już ścieżką. Są i drudzy, Również się wyróżniający i jedynie udający. Są również kolorowi, tych sępy nie mogą dosięgnąć i zmienić. Upodabniają się na pozór i nie chcą się zmienić. Żyją szczęśliwie, w swoich marzeń chmurach. Nie zważają na szarość, chłód życia I jego ponurość. I kiedy zgraja zmienia się w sępy, oni w niebieskie wstępują zastępy. Zmieniając się w gołębie, orły, gołębice. Wolni i radośni, mknący wśród przestrzeni, Która niebawem znowu nam się zmieni. Znikną pola i drzewa, wszystko zrówna z ziemią, Następnie znów miasto otoczy przestrzenie, Historia kołem się toczy, zatacza okręgi, łączące się w jeden, męczący i tęgi. Co to, spytacie? Oto nasze życie. Nasze, naszego świata I naszym niebycie. Czego nam brak? Zapytacie. Mądrości, współczucia i wszelkiej miłości.