Menu
Gildia Pióra na Patronite

Indiańskie fantazje

I

Gdzie tylko spojrzysz dzika preria się rozciąga;
Czerwone słońce szczyt wędrówki swej osiąga
Roztapia błękit – trawy osłoną zaciąga...
Razi wzrok zwierza.

Ogromna pustka przeraża ciszą przestrzeni,
Punktu oparcia dla oczu nie ma na ziemi.
Gdzie spojrzysz – preria spalona żarem promieni...
Dokąd myśl zmierza?

Czy za mustangiem dzikim, kłusującym rączo,
W którego żyłach po przodkach, znajdziesz krew wrzącą?
Patrz, obejrzał się i mrugnął okiem znacząco...
Śle Ci spojrzenia.

II

Razem z ogierem czarnym i lśniącym jak smoła
Marzenie Twe gna; czy szybkości tej podoła?
Mustang ma skrzydła z wiatru – swoboda go woła
Łuk z chyżą strzałą.

Co Ty uczynisz, by jeszcze dziś go nie zgubić?
Wzrokiem go ścigasz – rzeczywistość musisz rzucić
I jak on, błądzić po prerii – balladę nucić
„Pieśń życia” śmiałą.

Wyruszaj na łów, rumaka swego osiodłaj,
Chytrze, przebiegle zwierza trop świeży rozpoznaj
I na drodze swej ślady mokasynów spotkaj...
codzienność małą.

III

Tropy bizonów prowadzą w Góry Skaliste,
Których stępione szczyty tną niebo przejrzyste,
Czerwień słoneczna rozrywa powietrze czyste
Mdłym drgnieniem wiatru.

Nim Ty dojdziesz do wąskiej, górskiej przełęczy
Już ktoś za życie Twe może sobą zaręczyć.
To niedźwiedź grizzly, któremu wiatr na kłach jęczy
Nie zna on żartów.

Twe doświadczenie morderczość szczęki przerasta.
Wobec celności Twej kuli – niczym jest paszcza
Skrwawiona śliną. Im bliżej, pewność Twa wzrasta
On, ostrzy pazur.

IV

Godzina drogi jeszcze przed Tobą, nie wąskiej,
Ciemnieją chmury, przekrwione zasypia słońce.
Z trudem dostrzegasz ślady na skale niknące
Zmęczone oczy.

Szukasz przystani nocnej do świtania brzasku,
Konia kierujesz do anemicznego lasku,
Z rozkoszą słuchasz ogniska małego – trzasku.
Sen Cię zaskoczy.

Wtem za plecami cień oderwał się od ziemi,
W jego oczach złoty żar ogniska się mieni.
Podeszło cicho, znikło wśród czarnych odcieni
To widmo nocy.

V

Drgnięta przeczuciem sen z powiek gwałtownie zdzierasz
Chwytasz fuzyjkę, pieszczotliwie ją zadzierasz...
- Znasz już Apacza, choć przyjaciół nie wybierasz
Szlachetność cenisz.

On delikatnie, cichym, melodyjnym głosem
„Siostrę” pozdrawia i przed złym ostrzega gościem,
Za którego dziś wyruszył, na łowy tropem
Lica rumienisz.

Myśl błyskawica w głowie Twej świta jak zorza,
Ranisz go wzrokiem jak błękitnym blaskiem noża.
Sercem coś targa i czujesz po czubek włosa...
W wigwamie siedzisz.

VI

Apacz dostrzega zmianę w wyrazie Twej twarzy.
Rumiane lico, w oczach płomień, który parzy...
Może poznał już, że ktoś go uczuciem darzy
Napiął łuk tęczy...

Sprężył się cały, skoczył i porwał w ramiona
Strzelbę – kochankę. Zmierzył, gdzie ściana zielona;
Huknął strzał gromko – charczy grizzlica zraniona.
Cięciwa jęczy...

Świadkiem w bezruchu, wszystko sekundy zabrało.
Serce Twe bije, do zwierza zbliżasz się śmiało,
Wzrokiem swym mierzysz na ziemi leżące ciało
Twój Apacz zręczny.

VII

Migot refleksów, czerwonych promieni słońca,
Ostatnie tchnienie dnia dążącego do końca,
Jak rosę z kwiatów na bezwonne prerie strąca
Misternym haftem.

Wydłużone drzew, sine cienie nikną w mroku.
Księżyc – wędrownik zanurzył się w gwiazd potoku.
Z serca zawiało przenikliwym tchnieniem chłodu
Poezji wiatrem.

W tę noc pogodną tylko marzyć by się zdało
O kimś dalekim, kogo, by się wciąż kochało.
Ale wspominać niespełnione to tak mało,
Jak kochać – żartem.

48 003 wyświetlenia
281 tekstów
37 obserwujących
  • 17 July 2020, 19:58

    Aż mi się łuk napiął, brwiowy.
    Fajne.
    Pozdrawiam. 😊

  • Malusia_035

    17 July 2020, 09:46

    Świetnie się czyta :)

    Pozdrawiam :)