gdyby tak na dworze zabrakło chłodnej temperatury i stanąłby ktoś w cieniu pytając o słońce
co rzuca się jak pies na smyczy bo przecież życie to kości tu przypadek zbywa ekspertów ona za mąż, on za drzwi albo on za daleko, by ona była chociażby za mało, albo wręcz za bardzo
więc z każdym pytaniem błądząc wilgoć języka wciąż gdzieś mieszcząc po kątach w oku, albo pod ścianą przyglądać się cudzym płaczom
i tylko wśród białych zębów wierzyć we własną twardość
przewiani - tak tylko pod szyją bo ktoś zerwał guzik na drogę i swe szczęście przeleciał nas człowiek ale nie na wylot
co chce wyglądać? czemu miałbym się dzisiaj w nieład ten boski zabawić czy zbawić?
od ręki uciąć i rozejść wśród papilarnych?
lubię ten wiatr w dłoniach i to pustym nazwane nieskładnie chwyta mnie to czasem od środka nawet gdy życie mam za nic