Emocje mają tą potężną moc. Trudno jest powstrzymać afront. Na wodzach wulkan słowny wymyka się spod kontroli.
Nieładne z ust wychodzą, wyrazy niecenzuralne choć, mowa polska jest piękna w bliskoznaczne słowa.
Jak grom z nieba piorunem razi wykrzyczany epitet. Kto wymyślił i po co? Szereg przekleństw w mowie.
Jak powstrzymać się od nich? Kiedy język w nerwach świerzbi! Gdy nerwówka się zbliża. Człowiek istota słaba.
Bardzo łatwo się irytuje. Wyrzuca pod tym strachem, z ust pełen arsenał naboi. Tu psiakrew tam cholera.
Pies w niczym nie zawinił. Nikt nie choruje na cholerę. A tu słychać coraz groźniejsze wulgaryzmy z naciskiem!
Czy to ludzka bezradność? A może ubogie słownictwo? Tak trudno się wyswobodzić. Kiedy wpadnie się w trans.
Uszy więdną jak kwiaty w ogrodzie i nie wiadomo co zrobić, jak się zachować? Powiedzieć Bóg z Tobą.
Czy brać nogi za pas? Ten kto klnie jest mu lżej. Tamten co usłyszy, myśli że go dopadł zły omen.