Dzwon uderza głową to w lewe to w prawe zaułki miasta rozczochrany na wietrze tańczy Bóg go piętą trąca aż grzywka mu na oczy spada zleżałym snem o siódmej rano
Miasto pokryte czerwonym smakiem wschodzącego słońca i jak kisiel w szklance plastycznie woła
Nastaje cisza w przeciągach idzie człowiek w brązowych kaloszach...