Spowiedź filozofa, czyli monolog mój
Dziś po raz pierwszy od jakże dawna
spojrzałem na swoją przeszłość i to
kim byłem… co robiłem… - całe to zło
którego się imałem do wieczora od rana.
Noc przynosi ukojenie - myśli mogą błądzić,
choć nie nawykłem wtedy czynić wyrzutów swemu
sumieniu, że świerzbi za słabo, bo w moim mniemaniu
byłem i jestem po stornie światłości – lecz nie mnie to sądzić.
Wysnucie morału może być problemem,
albowiem nie zajmuję się tym na co dzień.
Lecz gdy zobaczę twe oblicze, Panie, odbite w wodzie
otworzę oczy, nagnę język i pokłon złożę pod gwiaździstym niebem.
Cóż mam powiedzieć tobie, Boże
Jak ciebie mam ja słuchać, i jak
mówić do ciebie? Myślą może?
Bo słowem nie o każdej porze
jest jak.
Czyżem nie spisał wielkich myśli?
Czyżem strof kilku nie utworzył?
Oby mnie tak na rękach nieśli
Jak pieniądz i czas co mych treści
nie zmorzył.
Bowiem nie wszystko jest wiadome,
Nie wszystko powiedziałem wprost
i choćby zaszedł każdy w głowę
sposób jest jeden – zburzyć domek
i most.
Prowadziłem uczone rozmowy
z ludźmi, duchami i cieniami
własnych myśli z własnej głowy.
Wymieniałem się z nimi ciosami.
Wynik jest jasny – Zero : zero.
Nikt nie pokona siebie sam
i jeśliś odkrył to dopiero,
patrz – Śmierć czeka już u bram.
Dobrze wspominam byłe chwile
Dobrze wspominam chłodny blask
gwiazd na niebie, tak jak mile
wspominam czasem wszystkich was.
Przykro mi jednak, że z was, głupcy,
żaden nie ostał się – to pech.
Byliście inni, teraz – płytcy
jesteście, jak środki dachów-strzech.
A ty? Tyś również innym tworem.
Czasem gdy patrzę tak na wznak
myślę ja sobie, czy nie w porę
świat nie powiedział „Nie” ot tak.
Może i lepiej, że tak wyszło?
Może to wszystko kłamstwo, farsa?
Tragikomedią jest wszystko to
co życiem Wojownika Marsa.
Pamiętaj proszę, choćby bolało,
o tym, że „I cóż…?” powtarzałem,
Ty, który czytasz, co zostało
pamiętaj, bo skończę jednym strzałem.
Autor