Drzewa płonące czarnym ogniem drgnęły poruszyły się i zachwiały żółć zalała i zgasiła słońce Mrok ciężkim okrywał go kocem Posłańcy rozpierzchli się czym prędzej aby pod osłoną ciemności dotrzeć do królewskiego pałacu Wtedy zastępy drgnęły armie nieprzebrane nieulękłe przed wszechpotężnym wrogiem powoli ruszyły naprzód dłoń za dłonią i krok za krokiem Maszyna ogromna i grozą swoją i pięknem potoczyła się w przepastnych kanionach rzeźbionych foremnie powoli pokonując materialny opór przyczynę i źródło poruszeń dźwigając się i unosząc zarazem w górę i naprzód ramie za ramieniem i krok za krokiem aż pobiegli wespół i wspólny ich okrzyk grał ich forsownej kipieli aż do granic I wiatr chłodny zagrał na skalnych organach Na lutni licznych jaskiń i grot ukrytych przed światłem na wieżach kunsztownie zdobionych warownych zamków zawieszonych nad pustką a tam stanęli zgodnie i trwali jeden moment patrząc wprost w otchłań napełnieni po brzegi i wdech zakończył swój bieg czyniąc drogę dla wydechu