Drewniany domek widzą oczy wyobraźni, dziś już go nie ma, ale realnością wciąż razi. A deski jego nadgryzione zębem czasu, przywołują smak dzieciństwa i zapach lasu.
Dwa kasztany w podwórku kłaniają się gościom. Też ich witam z szacunkiem, bracia nadal rosną. Nieopodal domostwa żyła piaskownica, kiedyś odwiedzana - obecnie stara pannica.
Smak oranżady przywołuje reminsencja, pijana w butelce codzienności esencja. Wraz z dziadkiem na łące gasiliśmy pragnie, trywialne czynności tworzą piękne wspomnienie.
Pamiętam również świeżość babcinej mizerii, smaczne obiady bez zbędnych fanaberii. Bezstroskie lata dzieciństwa, szukanie grzybów. Tych pięknych czasów nie określi żaden z rymów...
Wszak żadne słowa w pełni nie określą tęsknoty, paradoksalnie dni zbudowanych z prostoty. Żadna litera nie nakreśli uczuć w sercu, mam tylko nadzieję, że byłeś w takim miejscu...