dotykałem miłość szeleściła folią
na przekór poezji zadawałem się ze wszechświatem
samotnością komety zataczałem koła bezdomnego losu poraniony krawędziami dusz nie zwątpiłem w zbawienie
wyrywałem żyletki myślom tępiąc w futerale życia wybaczyłem gwiazdom kolor odnalezieniu spóźnienie
światło zamilkło każdym fotonem jak napis na piasku ziarenkami pytało o przemijanie życie
zabrany wiatrem opadł z sił pozorem majowej burzy
mitycznie
ziemia spękana słońcem syn deszczu