dojrzewa wśród łanów zbóż oddzielając ziarna od plew ma usta pełne mleka ciepłe piersi puszcza się w nieposkromiony pęd
wraz z kolejną pełną księżyca nabrzmiewa czerwieni się od soku nabiera kształtów jak naczynie napełnia biodra soczystoscią owocu
wieczorami zbiera suszy zioła plecie wianki z czułością nanizane opowieści w kołysance pisklęciego szczebiotu miekko układa na poduszce sny o zapachu miodu i nawłoci chyląc się w dziękczynnej modlitwie rozrzuca siwe włosy strzepując z palców resztki słońca
gdy obumiera wypluwa z siebie skowyt wchodząc w tkanki chłodem i błotem rdzawo rozwarstwia się głucho pustoszeje w gniazdach