Menu
Gildia Pióra na Patronite

KONIEC

Dobrnąłeś do dnia w którym
W każdej sekundzie
Może być wszystkiego kres tutaj
Jesteś LIŚĆ głogu
Taki bardzo brązowy podziurawiony
Gdzieś u początku wiosny
Kiedy musi upaść
Choćby wypchnięty przez pąk
Który w młodziutki zielony liść
Prężnie rozwija się
Twoje przeciwieństwo
On się rodzi
Ty się kończysz

Dobrnąłeś
To bardzo dobrze dobrane słowo
Bo przecież nie doszedłeś
Na pewno też nie dopłynąłeś
Tym bardziej nie dofrunąłeś
Żadne drogi nie prowadziły cię
Jakikolwiek wiatr nie wiał w plecy
Tym bardziej pod skrzydła
Nie było fal które zdołałyby ciebie ponieść
Było w błocie od kostek po pas
W nurcie pod wargi oczywiście pod prąd
Pod porywisty z zacinającym deszczem wiatr
Ale dobrnąłeś nie żałujesz
Choć zastanawiasz się
Które z was pierwsze będzie gdzieś lub nigdzie
Ty czy twój strach

GWIAZDA płomienia twojej świecy
Losu twojego czy też życiem to nazwać
Gasnąc bez żadnego huku spaść może
W każdym momencie wędrówki ciał niebieskich
Przed oczami stają więc telewizyjne bajki
Zakazanej nacji
W których gdy ktoś odszedł
To milkł płomień jego świecy
Pozostał dym unoszący się z knota
Do góry niczym wyobrażenie duszy
Wychodzącej ze zwłok już
Czasem jeszcze świecy dużo zostało do wypalania
Tylko taka to wtedy była bajka
O tym właśnie że życie nią nie jest

Taką musi stać się KOLEJ RZECZY
Nie dziw się zrozum
Serdeczny przyjacielu knocie
Zostawiony jak tamten pokój w Tomaszowie
Będziesz teraz jak wygasły wulkan
To co było i przeminęło z twoim dymem
To co brnęło przez muł mgłę wilgoć
Którą musiało czasem wypić
Aby nie zatonąć
Wcześniej no raczej właśnie wcześniej
Musiało mieć ten nie inny FINAŁ

U końca po raz kolejny zamiast pasjansa
Stawiasz te arcyważne kwestie
Przychodzą w formie tradycyjnych pytań
I tradycyjnej nieumiejętności udzielenia sobie odpowiedzi

Jaki to wszystko miało sens
Czy gdziekolwiek przenosisz się
Co będzie po biegu
Bieg czy odpoczynek choćby w tańcu
Przy muzyce o śpiewie w pięknie
I na ile sposobów do wchłonięcia

Co jeśli kontynuacją końca
Tym czym tak skutecznie śmiertelnie przestraszyli cię
Okrutne nieopisywalne męki
Skoro człowiek człowiekowi
Czemu więc tam coś jakiś byt
Ot takiemu zwykłemu dlaczego nie

Jeszcze zapytujesz siebie
Dlaczego nie ma wiary w tobie
Kompletnie nie umiesz odpowiedzieć
Czemu tak z tobą jest
Tysiące kazań książek o cudach
Zupełnie nie przekonały cię

Wychodzisz z tych rozważań
Zastajesz siebie w permanentnym lęku
I w ogniu zastajesz się i w bólu
Myślisz teraz nastąpi koniec
Ale nie
Jesteś w błocie w wodzie i wietrze
Brniesz

297 748 wyświetleń
4773 teksty
34 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!