Ciepło palców umiera oddechem gdy głodna Ciebie chcę mieć jeszcze więcej.
W zagładzie zmysłów topisz się bezbronnie a ja niebywała może zbyt skromnie... pozwalam Ci dotknąć mapy mego ciała powoli dowolnie bo jestem nieśmiała.
I prowadź mnie przez doliny i niże bym mogła być blisko i wciąż jeszcze bliżej.
Droga do Twego wnętrza jak raj dla mych oczu zieleni blaskiem gorejący płomieniem gdy wszystko się mieni gdy rozespana - życiem poturbowana snami o książętach i smokach z baśni wyklejanych latami.
Kojący uścisk ramion z mocno jasnego rana Pocałunek na dobranoc światu od nas bo noc taka sama, a ja rozebrana nie boję się świtu świetlików i lampy Kiedy Ty nade mną a pode mną kwiaty.
I będę tak robić i nigdy nie przestanę I wołaj i szlochaj i krzycz Niech zostanę! bo w pocałunkach szaleństwie owijam Cię ciałem wyuzdania i w gniewie
jak łania
eksponując w pozach upadłych anielic myśli mego mniemania.
Dokonuję aktu świętego z całej siły swojej i ze szczerego serca swego. Bo jesteś mój - naznaczony, niewymyślony i kategorycznie spełniony z woni wiosennej akacji ulepiony.
Jedyność Twoja odbita w mych oczach i jak pieczęć na policzkach wypisana w malowidłach. I bicia serc jednakowo takie same gdy bębny tłuką w myśli uwikłane gdy Ty 'Moim Drogim' a ja 'Twoja Miła' gdy we mnie bez końca tkwi Twoja siła.
I tym 'Dzień Dobry' słodycz zliże z Twego wnętrza zdezynfekuje szeptem by była bezpieczna, by nie zanikła w burzach zimowych w jesiennych deszczach i pąkach kwietniowych.
Nim słońce wzejdzie z ust puszczę ją błogo na wiatr by pofrunęła nietknięta i srogo wróciła szeptem Twego imienia w ramiona me twarde rosą łez naznaczone liśćmi wierzby słabej.
A gdy nagością duszy znów zwabie Twoje ciało nie mów szeptem tylko krzycz, że jeszcze Ci