To Twój kolejny pełen niezwykłości tekst. Smutno-piękny, ponieważ z jednej strony przywołujesz radosny, beztroski i magiczny czas dzieciństwa, a z drugiej, bohaterowie tej opowieści na wzór gladiatorów: morituri te salutant... Tak ja to widzę. A na widoki u Ciebie narzekać nie można :)
Przyznam się w wielkiej tajemnicy, że zakupiłem majty rowerowe i strasznie się w nich głupio czuję, w dotatku mają "pieluchę". Na rowerze są w porządku, ale kiedy musiałem przeprowadzić rower przez "rondo w budowie", to budowlańcy jakoś dziwnie się gapili na niektóre detale. :P:D Natomiast kobiety się słodko uśmiechały... a może tylko śmiały się ze mnie... :D Ze Skrzydlatym możemy wywijać w powietrzu, w chmurach, ale jak zwalczę wirusa. Pozdrawiam.:))
Ja i Arturo jako faceci w rajtuzach? He he, obawiam się, że nawet gdyby udało nam się wcisnąć na siebie rzeczoną część garderoby, niewiasty nie mogłyby się skupić na naszym warsztacie tanecznym, pomijając przy tym nasze wszelkie talenty, bo skupiłyby uwagę wyłącznie na uwydatnionuch... konturach :D Tzw dirty dancing, he he :))
Nielot też wszystkiego nie potrafi, chociaż w tańcu staram się po palcach niewiastom nie deptać :D À propos, taki układzik, to myślę, że dla nas dwóch żadna trudność, hehehe :))