biorę łyk gorącej kawy czuję na skórze wrześniowe powietrze
znów założyłam na siebie niebo i twarzą przy ziemi jak jaskółki zapowiadam deszcz
biorę łyk ciepłej kawy widzę dumne drzewa tkwiące w leniwym upojeniu napęczniałym końcem lata
oddaję im swoje westchnienia rzucają mi tylko cienie niechciane
biorę łyk chłodnej kawy słyszę znów śpiew swojego ciała prostuję wygięty w łuk kręgosłup by w tej przestrzeni pomiędzy bluzką a sercem zamieszkał na chwilę szept wieczoru
biorę łyk zimnej kawy
czuję cierpki smak czerni jak wtedy gdy się wraca tam gdzie się nigdy nie było