balkony jak piersi kamienic żywe wietrzeje witraż pszczelich nabożeństw umyka w mierzchania etiudę nad dachem kołuje niedźwiedzi powóz zastyga na miękkim cokole łodyżek księżyca strzelisty pomnik
w żakardziej firanie rzęsisty sen dzwonków rynnami upływa czas pomniejszy i śnięty żywicą wołają sosny tęsknotą liścieją listy do ramion człowieczych rozlanych w jeziora ziemia stężona wzdycha