Szkoła żon (2013) kategoria: literatura współczesna liczba stron: 272 cena: 33,90 zł wydawnictwo: FILIA ocena: 8/10
„Chciała, by on sam wiedział. By wiedział po trzydziestu latach małżeństwa, czego pragnie jego żona i by sam, bez przypominania, pamiętał o jej urodzinach, imieninach i rocznicach.” [1]
BO WE MNIE JEST SEKS
„Romantyczna, erotyczna i trochę feministyczna opowieść o współczesnych matkach, żonach i kochankach” – takimi słowami Wydawnictwo FILIA próbuje nas zachęcić do sięgnięcia po kolejną książkę Magdaleny Witkiewicz. Dziś będę trochę jak Czesław Mozil i powiem tylko: – „Tak, to wszystko się zgadza.” Zdrada. To jedno z tych słów, których się boję. To niespodziewany cios w serce. I nawet jeśli bardzo chcielibyśmy się na niego przygotować, zawsze będzie zaskoczeniem. Kiedyś na studiach prowadziłam z kolegą żywą rozmowę na temat zdrady. Doszliśmy wtedy do wniosku, że nigdy się od niej nie uwolnimy. Ona zawsze będzie nad nami wisiała. I w dużej mierze nie chodzi tu o to, jak bardzo dwoje ludzi się kocha. Tylko o ten jeden jedyny moment, w którym człowiek zwątpi. Przekroczy pewną granicę i otworzy drzwi w nieznane. Magdalena Witkiewicz pokazuje więcej. Mówi, że są sytuacje, na które po wielu latach małżeństwa się zgadzamy. Które akceptujemy. W których „ja, żona” przestaję być najważniejsza. A nawet, w których „ja” przestaję być. O tym „ja” Magdalena Witkiewicz napisała w książce „Szkoła żon”. Początkowo sądziłam, że będzie to jakiś poradnik dla małżeństw, w których coś się wypaliło. Ale w dużej mierze jest to powieść dla kobiet, które gdzieś po drodze zgubiły siebie. Autorka próbuje powiedzieć, że są sytuacje, na które nie możemy się godzić. Nie możemy wiecznie żyć w cieniu męża. I nieważne czy mamy trzydzieści lat, czy siedemdziesiąt – zawsze jest odpowiedni czas, by zacząć od nowa. Przyznaję, trochę się bałam powieści określonej mianem „tylko dla dorosłych”. Kiedy ostatnio czytałam „Fetysz”, Kathe Koja – opisy były wulgarne. Rzekłabym nawet, że w dużej mierze wynaturzone. Sama książka wzbudzała skrajne emocje. Magdalenie Witkiewicz udało się jednak zachować odpowiednie proporcje. Erotyzm jest odmierzony w odpowiednich dawkach. A książka nie ocieka seksem na każdej stronie, co jest oczywiście zaletą, bo oznacza, że jest w tej powieści coś ponad akt współżycia. Książka wprowadza nas w życie kobiet, które diametralnie się od siebie różnią. Opowiada historie, które mogły się przytrafić każdej z nas. Uwydatnia problemy, z jakimi człowiek może spotkać się na co dzień. Zdrada męża z kochanką o kilka lat młodszą od niego. Alkoholizm, który staje się lekarstwem na smutek, samotność, rzeczywistość… Typ mężczyzn, którzy potrafią tylko uprzedmiotowić kobietę. Sprawić, że ta przestanie w ogóle o sobie myśleć. I typ kobiet, które są superwoman dwadzieścia cztery godziny na dobę. Bo dom, bo praca, bo mąż, bo dzieci… W ciągłym pędzie jest nas coraz mniej. A „Szkoła żon” jest chyba takim przypomnieniem, że przede wszystkim jesteśmy kobietami. I bez względu na to, ile mamy lat, powinnyśmy zawsze znaleźć czas, by móc wydobyć z siebie odrobinę seksapilu. Choćby dla własnej satysfakcji, by spojrzeć w lustro i poczuć, że wciąż jesteśmy piękne. Magdalena Witkiewicz pisze powieści, które po prostu połyka się w całości. I niepotrzebny nam żaden Gray. Bo mamy swoją Magdalenę, która wciąga nas w taniec zmysłów i uwodzi w nieznane. A jakie jest to nieznane? Przede wszystkim zaskakujące. Więc jeśli dziś jest ten wieczór, w którym czujecie się samotne. W którym wszystko jest na nie. A Wasz mężczyzna siedzi rozwalony na kanapie i jak co dzień sączy piwo, to to właśnie jest czas dla Ciebie. Weź „Szkołę żon” do ręki i przenieś się razem z Magdaleną Witkiewicz do SPA, w którym zechcesz zostać na dłużej.
Książka została przekazana dzięki uprzejmości pani Magdaleny Witkiewicz oraz Wydawnictwa FILIA.
Ogólnie polecam książki Magdaleny Witkiewicz. W tamtym roku powiedziałabym, że... polskie autorki nie potrafią pisać. Dziś mówię, i nie dlatego, że dostaję od nich te książki, że są to pozycje wciągające. Potrafię "zaliczyć" taką książkę w jeden wieczór. :)