Menu
Gildia Pióra na Patronite

Irena

potania

potania

Jeszcze przed premierą "Ireny" zastanawiałam się, ile w niej jest z "Makatki" duetu Grochola & Szelągowska. Muszę przyznać, że ku mojemu zdziwieniu jest niewiele. Choć obie książki ukazują "konflikt pokoleń", to obie robią to w inny sposób. W przypadku książki Kalicińskiej & Grabowskiej mamy do czynienia z powieścią, w której została ukazana rzeczywistość z trzech różnych perspektyw, trzech różnych kobiet, o różnym charakterze, doświadczeniu życiowym i wieku.

Jagoda to reprezentantka młodego pokolenia. Pokolenia, które za priorytet uważa karierę i jak na współczesną kobietę przystało nie jest w stałym związku.
Dorota to z kolei matka Jagody, która ma zdecydowanie inne poglądy na życie niż córka. Jak to matka próbuję pomóc wszystkim wokół nie zastanawiając się czy ktoś tej pomocy w ogóle oczekuje.
Tytułowa Irena to przyszywana "babka" Jagody, która nieoczekiwanie została wdową. Jej kochany mąż Felek, po prostu umarł na śmierć.

Każda z tych kobiet znajduje się na tzw. "życiowym zakręcie" do tego dochodzi konflikt pokoleniowy między matką, a córką, który z strony na stronę rośnie.
Śmierć Felka przyprawiła mnie lekko o dreszcze w postaci "znów o śmierci?", obawiałam się, że od pierwszych stron autorki zafundują powtórkę z "Lilki" tylko w nieco zmodyfikowany sposób. Okazało się, że śmierć Felka jest raczej nieco groteską i na myśl od razu przyszła mi śmierć "babci" z "Tanga" Mrożka.
Śmierć potraktowana dość lekko, po prosu umarł na starość. Musze przyznać, że ten aspekt powieści wyszedł jak najbardziej na plus. Śmierć bliskiej osoby nie musi wcale oznaczać końca, czego dowodem jest cała kreacja Ireny. Dorota to troszkę nieogarnięta życiowo matka, która wszystko musi robić po swojemu, o ile ktoś wcześniej jej nie wyręczy. Początkowo odniosłam wrażenie prawdziwego konfliktu pokoleń. Obie postacie zarówno Dorota, jak i Jagoda, były skrajnie inne, a potem chwilowe załamanie dające wczuć ciut sztuczności, aczkolwiek powieść szybko wraca na swój tor.
W powieści chyba najbardziej drażnił mnie język. Czasem zbyt luźny i mało urozmaicony. W pewnych momentach było to jak najbardziej wskazane, aczkolwiek w innych powalało swoją prostotą i to niestety minus tej powieści. Powieść czasem też trącała o banał i zdaję sobie sprawę z tego, że poleci mnóstwo komentarzy w stylu "Czytasz Steel, a im zarzucasz banał?". Otóż tak, co do Steel to niewątpliwie wiele jej powieści jest banalnych, ale w przypadku Kalicińskiej przyzwyczaiłam się do pewnego poziomu i nawet, jeśli tworzy książkę w współpracy z kimś innym to tego poziomu wymagam. Obie autorki porwały się na rzecz trudną. Napisanie wspólnej powieści z perspektywy trzech kobiet mając dwa pióra i w ten oto sposób brakło mi w książce tytułowej Ireny. Jest Dorota, jest Jagoda, a Irena jakoś tak obok, nie zawsze, a tylko czasami. Odniosłam wrażenie, że Irena jest na papierze tylko w momencie, gdy autorką się przypomniało, że jest jeszcze jeden skrzypek do orkiestry.

Myślę, że warto się skupić nad samym stylem Pani Basi Grabowskiej, gdyż tą powieścią debiutowała. Otóż trudno jest go jednoznacznie ocenić. Na początku powieści widać wyraźny kontrast między stylem obu Pań i oba style są przyjemne i lekkie. Później ta granica się zaciera i odnosi się wrażenie, gdyby jedna z autorek próbowała podporządkować się drugiej. Jestem bardzo ciekawa, jakby wyglądała powieść samodzielnie napisana przez Panią Grabowską i na taką z niecierpliwością czekam, gdyż trudno tak naprawdę ocenić autora po jednej książce.

Sama powieść wywołała u mnie mieszane uczucia, dlatego też późno piszę recenzje w stosunku do czasu, w którym przeczytałam książkę. Z jednej strony jest to ciekawa, zabawna i momentami lekko ironiczna historia, w której każda z nas może się odnaleźć, ale z drugiej strony chyba oczekiwałam czegoś więcej od autorek, co nie znaczy, że to co dały mi się nie podoba. Muszę przyznać, że kilka razy udało się autorką mnie zaskoczyć, ale też kilka razy mnie rozczarowały. Tak, więc uważam, że "Irena" stanowi ciekawą propozycję na chłodne zimowe wieczory, a właściwie wieczór, niż książkę, która byłaby w stanie oderwać mnie od pracy jak uczyniła to choćby "Lilka". Tak, więc polecam w chwili wolnego czasu dla relaksu.

Swoją drogą najpierw "Lilka", potem "Fiodor" i w końcu "Irena", czyżby czekała nas ciekawa seria imienna?

Na koniec cytat z książki, który chyba najtrafniej oddaję jej specyfikę i tematykę:

"Wiesz, masa ludzi uważa, że ma patent na mądrość. I za cholerę nie chcą wyjść ze swojego ogródka i popatrzeć na swoje racje z cudzej perspektywy. To rodzi, po pierwsze, frustracje, a po drugie konflikty, bo zmuszasz wszystkich, żeby myśleli po twojemu. A jeśli się mylisz?" ("Irena")

27 178 wyświetleń
412 tekstów
10 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!