Menu
Gildia Pióra na Patronite

Wielki Mike - recenzja filmu

eyesOFsoul

Czasami mam wrażenie, że jedyne słowo, jakie łączy nas z innymi krajami, a poprzez to i z innymi ludźmi to niesprawiedliwość. Wszyscy, którzy teraz czytają te słowa, siedzą wygodnie na łóżku lub w fotelu, mają przy boku kawę, herbatę lub jakiś sok, są przed lub po śniadaniu, a może nawet w trakcie obiadu lub też po kolacji. Być może wychodzą zaraz na spotkanie, na którym rolę główną będzie grać piwo lub jakiś inny alkohol. W kieszeni albo torebce ma się kluczki do samochodu, a jak nie to na pewno ma się jakieś 5zł na bilet.

Niektórzy nigdzie nie wychodzą. Myślą tylko czy chłopak, mąż, narzeczony, dziewczyna, kochanka, partnerka życiowa w końcu przestanie się dąsać i napisze tego smsa, w którym wszystkie żale przestaną mieć znaczenie. Ale gdzieś tam, może nawet dwa domy dalej… Mieszka ktoś, kto nie przeczyta moich słów. Bo laptop czy też komputer to rzeczy, które nie są najważniejsze.
Dokładnie dziś po godzinie drugiej wyłączyłam laptopa, myśląc o tym, że to jest niesprawiedliwe. Są ludzie, którzy zasłużyli na lepszy start. Są dzieci, które jeszcze nie rozumieją, dlaczego mama ciągle pije, a tata nigdy więcej nie pojawi się w domu. Nasze życie to po trochu pudełko czekoladek. Nigdy nie wiemy na jaką się trafi. Bo na starcie nie wybieramy sobie rodziny ani też statusu społecznego. I może trudno jest nam się do tego przyznać, ale to ma wielkie znaczenia w naszym życiu. Kształtuje to kim jesteśmy i jakie cele będą dla nas ważne.
Wielokrotnie w trakcie tego filmu ciekły mi łzy. Bo jest to wzruszająca biografia o czarnoskórym chłopcu, który nie ma rodziny. Który nie radzi sobie w szkole. Który nie zdaje sobie sprawy, jak wielki posiada talent. Tytułowy wielki Mike żyje w slumsach. Urodzony przez matkę narkomankę, nie wie co to jest rodzina. Nie wie, czym jest ciepło.
W filmie jest wiele momentów, które wręcz mnie przygwoździły. Być może jest to sztampowy scenariusz i jak na widza, który jest kobietą, poruszył we mnie wszystkie wrażliwe struny, właśnie dlatego, że umiejętnie zagrano na emocjach… Ale jest to jeden z tych filmów, gdzie nie żałuję, że go obejrzałam. Oskarowa gra Sandry Bullock, ale i również, jak dla mnie, oskarowa gra Michael Oher’a, który wcielił się w rolę Wielkiego Mike.
Reżyser zaznaczył grubą kreską społeczne podziały. Świadomie użył kontrastów. I równie świadomie włożył w opowieść schemat sportowy, który owinął w potrzebę bliskości, zaufania, otwartości. Ale nie możemy mieć mu tego za złe, bo jest to film biograficzny, który mimo że ma się po cichu wrażenie (a może to tylko nadzieja?), że to fikcja – nie jest fikcją. I może właśnie dlatego warto go obejrzeć. A nuż zechcemy coś w swoim życiu przewartościować…

147 026 wyświetleń
1739 tekstów
256 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!