Ekstremalne warunki są punktem wyjścia do przemyśleń nad człowiekiem w niejednej dobrej książce. Tutaj mamy obraz społeczności, którą tworzą chłopcy - rozbitkowie na wyspie. Najmłodsi mają po 6 lat. Starsi to nastolatkowie.
Okazuje się, że ta grupa dzieciaków staje się zwierciadłem (może nawet nieco krzywym) świata dorosłych. Beztroska i niewinność są znakami szczególnymi dzieciństwa. Co jeśli zostaną one usunięte z ich świata? Pojawi się coś w zamian. Coś, co musi przybliżyć ich do świata dorosłych, aby mogli przetrwać. I tak na odsiecz przybywa polityka - ktoś zostaje wodzem. Pojawia się zdrowy rozsądek - padają pomysły, jak wydostać się z wyspy. Społeczność przyjmuje pewną strukturę, staje się zorganizowana, odbywają się zebrania, rodzi się nadzieja na ocalenie.
Jednakże beztroskę i niewinność zastępują również ciemniejsze strony świata dorosłych. Rezygnacja z artybutów dzieciństwa na rzecz ocalenia niesie za sobą pewne konsekwencje. Bo tam gdzie jest wódz, rodzi się opozycja; pomysłowym jednostkom często towarzyszą lekkomyślne, których jedynym pomysłem jest uprzykrzyć życie tym pierwszym...
Społeczność chłopców na wyspie okazała się być niczym koncha (okropnie droga muszla, która ryczała jak krowa, gdy się w nią tak jakoś pluło). Koncha w książce przewija się jako atrybut władzy, atrybut głosu, a może nawet wolności słowa. Aby dowiedzieć się, co się z nią stało i jak bardzo los małych wyspiarzy okazał się być podobny do jej losu, zapraszam do zakończenia książki.
A dojść do niego polecam tylko przez całą jej treść. :)
Haha, ten odwieczny dylemat. Jest tylko do przeczytania, siegnac po cos nowego z ryzykiem, ze to nie to, czy siegnac po sprawdzona lekture. Mam tak z Mistrzem i Malgorzata, do ktorej chetnie bym teraz wrocil :-)