Menu
Gildia Pióra na Patronite

Hamlet

RudaDusza

RudaDusza

Zupełnie nie rozumiała, jakim cudem jeszcze żyje. Przecież powinna była zginąć, umrzeć w momencie uderzenia w głowę, po prostu zniknąć. Zostawić ich wszystkich, zostawić rodzinę - mamę, z którą nie zdążyła się pogodzić po kłótni o jakąś głupotę, młodszym bratem, któremu dopiero planowała kupić prezent na zbliżające się urodziny... No i musiałaby zostawić też jego - jedyną i naprawdę szczerą miłość w jej życiu, osobę, której była tak bardzo pewna, której tak strasznie ufała, że nie była w stanie wyobrazić sobie, jak do cholery ma go zostawić samego...

Uderzenie w głowę było potężne, a perspektywa śmierci pod kopytami rozszalałego z bólu zwierzęcia smutna. Kochała Jaskiera, karego ogiera, którego - już od lat nieżyjący dziadek - kupił jej na 8 urodziny, ale tego dnia postanowiła pomóc koleżance - a może już przyjaciółce? - okiełznać jej nowego konia.
Hamlet był piękny. Całkiem białe umaszczenie w harmonii komponowało się z blond grzywą, długą, jak na roczniaka. Ciemne ślepia wpatrywały się w oczy ludzi z pewnego rodzaju wyzwaniem, jednak wydawały się takie mądre, takie wrażliwe, gdy do niego podchodziła, gdy dotykała niespiesznie jego parskającego, czarnego nosa. Lubiła się nim zajmować, ba!, chętnie przychodziła do niego tak samo często, jak i do Jaskiera, jednak starszy koń nie traktował tego jak zdradę, co mogło się przecież zdarzyć, ale raczej jak swojego rodzaju wolontariat. Zupełnie jakby Jaskier był poważanym profesorem, a młody Hamlet zaledwie niesfornym uczniakiem. Przy niej jednak zachowywał się nienagannie, stał nieruchomo, gdy go dotykała, nastawiał ciężki łeb, gdy chciał, żeby go głaskała. Oporządzać dawał się tylko jej i jej chłopakowi. Przyjaciółka zazdrościła. Ale głosiła teorię, że to nie człowiek wybiera sobie konia, tylko te mądre zwierzę wie, kto jest dla niego najodpowiedniejszy. A Hamlet i tak nie chciał dać się osiodłać.
Tego dnia przyszedł przymrozek, a Jaskier po ostatniej eskapadzie w wyższe partie skalistego pagórka, na który uwielbiali się wspinać, by z polany na górze obserwować płynący w dole wartki strumień, nadal miał problem ze skaleczoną nogą. Przychodziła do niego codziennie i sprawdzała, jak jej zwierzęcy przyjaciel się ma i czy może jakoś jeszcze mu pomóc, ale Jaskier był już wiekowy. Rana nie chciała goić się na nim tak szybko, jak powinna i potrzebował zdecydowanie więcej czasu na regenerację niż młode ogiery.
Przyjaciółkę spotkała, gdy wchodziła ze stajni. Ta szła cała umazana piaskiem, który z pewnością był efektem kolejnego upadku z grzbietu Hamleta, więc zapytała, czy nie potrzebuje pomocy. Miała jeszcze dużo czasu, bo jej chłopak wyjechał na zjazd fanów jakiegoś zespołu, którego nawet nazwy nie była w stanie spamiętać, więc nie śpieszyła się z powrotem do domu.
Trawa chrzęszczała nieprzyjemnie, kiedy szły w stronę zagrody dla ogierów, nad padokiem dopiero budziło się życie. Na czerwono wstające słońce powoli wychylało się znad horyzontu i oślepiało każdego śmiałka, który odważył się spojrzeć na nie bez ostrzeżenia. Zalane czerwienią niebo układało się w niesamowite wzory z chmur, równie pięknie ubarwionych kolorowym światłem. Twarze dziewczyn lekko szczypał mróz, a na oknach stajni wymalował piękne wzory, malowidła, których nie powstydziłby się nawet największy artysta. Ptaki powoli budziły się ze snu, z oburzeniem zastanawiając się, czemu poczciwy starzec z wielką białą brodą przybył tak wcześnie tej jesieni. Buńczucznie wstrząsały skrzydłami i ostentacyjnie czyściły piórka, od czasu do czasu klapiąc gniewnie dzióbkami.
Podeszły do Hamleta, a ona szybko przeskoczyła ogrodzenie i przywitała się z parskającym z zadowoleniem koniem. Słyszała, jak właścicielka zwierzaka prycha ze złością. Nie chciała być powodem zazdrości kogokolwiek. Ale nie mogła nic na to poradzić. Hamlet po prostu wolał ją i koniec kwestii.
- Wszyscy wolą Ciebie - warknęła stojąca przy ogrodzeniu dziewczyna i rzuciła w stronę konia małym batem, jakiego większość jeźdźców nigdy nie używała.
Niczego nieświadome zwierzę nie uniknęło ciosu, dość przypadkowo ale precyzyjnie wycelowanego w łeb ogiera. Nie wiedziało, że oczy należy chronić.
- Co ty zrobiłaś... - zdążyła tylko powiedzieć odważniejsza jokejka i wtedy nastąpiło uderzenie.
Teraz leżała na trawie, a wokół niej pochylało się całe mnóstwo ludzi, z których niewielu kojarzyła. Co dziwne - nie było jej zimno od ziemi, na której leżała, a słońce wcale nie świeciło jak przed chwilą. Zastanawiała się tylko jakim cudem jednak oddycha, nie bolała jej głowa. W ogóle nie czuła bólu, mimo że na pewno straciła przytomność i jeszcze rąbnęła o ziemię.
Jakim cudem oszalały z bólu roczniak nie stratował jej, skoro upadła tak blisko niego?
- Nie leń się tak, dziecko. Masz przed sobą długą drogę.
Spojrzała na właściciela głosu, który przed chwilą wydawał jej się tylko jedną z wielu nieznanych twarzy.
- Dziadek?
- Wstawaj, kochanie. Do nieba jeszcze daleka droga.
________________
One shoty w modzie. Niesprawdzany efekt bezsenności.

21 549 wyświetleń
318 tekstów
8 obserwujących
Nikt jeszcze nie skomentował tego tekstu. Bądź pierwszy!