Znów tak banalnie, a jednak kochała, gdy się tak troszczył. Zapalił świece na werandzie i otworzył butelkę wina. - Ślicznie – westchnęła. - Połóż się. Przykryję cię kocem. Noce są już zimne. Było kilka minut po dwudziestej trzeciej. Dopiero wrócili od rodziców, jednak nie chcieli jeszcze kłaść się spać. - Idę po kieliszki… Zaczekasz? - Tak. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech i niedowierzanie, które od kilku miesięcy towarzyszyło każdej wspólnie spędzanej chwili. - Boże… jest mi tak bardzo dobrze. Tak można? Nie wierzyć we własne szczęście? – wzdychała. Była już bardzo zmęczona, ale chciała spędzić ten wieczór właśnie tak. Chciał wpatrywać się w ćmy tańczące przy świecach, dotykać dłoni ukochanego i nurzać się w zapachu mięty, rosnącej tuż przy wejściu. Oczy robiły się ciężkie, jednak resztkami sił starała się wytrzymać. Zerknęła jeszcze raz przez okno… - Przeciera kieliszki… kochany mój… Tak bardzo… Nie masz nawet pojęcia… - Może mam – odezwał się cichy głos. - Kto tu jest?! - Ciiiiiii. Nie bój się. Nie musisz mnie widzieć. - Omamy jakieś - szepnęła do siebie, zrywając się z ławki. - Zaczekaj. Nie biegnij. Nic ci nie zrobię. - Boże, śni mi się. To przez te zmęczenie. Głos zamilkł, dziewczyna położyła się na ławce i przykryła kocem. Zmęczenie coraz bardziej ją ogarniało. - Gdzie jesteś? – mruczała w półśnie. - Tutaj - odezwał się głos. - To Ty ? - Tak. - Czekałam… - Na mnie? - A na kogo? Kocham cię. Głos zdawał się być identyczny z głosem ukochanego. Jednak nie mógł być to jej wybranek, jeszcze przed chwilą widziała go w kuchni. Minuty mijały, a sen zdawał się być kwestią sekund. - Śpisz? – Spytał szeptem głos. - Myyhy - Kochasz mnie? - Yhy… - I chciałabyś być ze mną już zawsze? - Tak… - A jest coś co chcesz mi powiedzieć? - Kocham cię… - I…? - Tęsknie? - Powiedz mi to, co tak dawno chciałaś mi powiedzieć. - Boję się… Boję się, że cię stracę, że nie będziesz mnie chciał…. Nie wiedziała czy słowa układające się jej w głowie wypowiadała na głos, czy tylko jej się śniło. Nieprzytomna ze zmęczenia całkowicie straciła poczucie rzeczywistości. Dźwięk wydobywających się słów był cichy i delikatny, prawie niewyczuwalny. - Tak bezpiecznie i spokojnie nie czułam się nigdy, a jednak na samą myśl, że mogłoby cię zabraknąć w moim życiu… - łzy zaczęły spływać po policzkach jak zaczarowane. - A więc kochasz mnie? - Bardzo… Najbardziej na świecie… Cisza rozbrzmiewała każdą swoją niemą nutką, tak mocno, że nawet żaby w pobliskim stawie były ledwo słyszalne. Nagle ze snu obudził ją głośny trzask. W jednej chwili oczy zamarły… Ów staw zaczął się świecić, a właściwie świeciło się coś na kształt kwiatów… lampionów? Z ciszy powoli zaczął wyłaniać się dźwięk skrzypiec, melodyjny i bardzo zmysłowy. Powoli dochodziły kolejne instrumenty tworząc delikatną symfonię. Rozejrzała się przestraszona, jednak nie mogła spostrzec, skąd wydobywa się muzyka. Wstała, by zawołać ukochanego, jednak nie potrafiła wykonać już żadnego ruchu. Drzewa rosnące tuż przed domem zaświeciły blaskiem małych światełek. - Kochasz mnie? – odezwał się głos. Dziewczyna stała sparaliżowana. Kolejno zapalały się ogniki na trawie. Wpatrywała się w nie jak zaczarowana. Widziała jak powoli układa się z nich napis: "Zostań… moją… żoną…" Łzy spłynęły jej po policzku. -To jak? - odezwał się głos rozbrzmiewający po całej werandzie. Gdy odwróciła się ukochany klęczał w wyciągniętym pudełeczkiem. Przy klapie marynarki dostrzegła niewielki mikrofon. - Durniu! Niemal umarłam ze strachu… - To może nie umieraj, tylko pozwól mi starzeć się przy tobie…
Pięknie ukazujesz miłość. Jej miłość do niego, a tym samym jego do niej. Podoba mi się połączenie tak jakby jawy ze snem. :) Ech... Zaczytałam się... Tak się zaczytałam, że zupełnie nie wiem co jeszcze mołabym napisać. Teskt mówi sam za siebie. I jak zwykle najbardziej podoba mi się zakończenie! Chyba sobie gdzieś tę sentencję zapiszę... "Nie umieraj, tylko pozwól mi starzeć się przy tobie..." Tak do końca, bez końca.
Dzień dobry Albercie Twoja opinia u mnie skłoniła mnie bym zajrzała do Ciebie gdyż długo Cię nie było. Ale warto było bo to piękne opowiadanie ma w sobie tyle romantyczności a także przez chwilę tajemniczośc,zakończenie jest jak spełnienie marzenia ,ach...muszę tu jeszcze wrócic -pięknego dnia Ci życzę :)) Ps Od razu miałam tu napisac a przez pomyłkę dałam na prw:)
Bardo dziękuję, że po tak długiej nieobecności jeszcze ktoś mnie odwiedza. Bardzo budujące... Jak zawsze miał to być całkiem inny temat, nie wiem kiedy przeistoczył się w coś takiego... Widocznie siediz we mnie taka potrzeba Dziękuję Wam z całego serca. Pozdrawiam
Albercie, Jak zwykle porywa od pierwszych słów:) Szkoda tylko, że tak piękne scenariusze niezwykle rzadko mają odzwierciedlenie w rzeczywistości.. Choć może tylko ja tak sądzę...